środa, 22 lutego 2012

Jaka piękna katastrofa....

- Pierwszy dzień urlopu – pomyślałam, przeciągając się w łóżku pięknego, lipcowego poranka. Klementyna również leniwie przeciągnęła się na półce (jej ulubionym miejscu do spania) otoczona doniczkami z kwiatami. Żadnego wstawania o 6 rano. Niech żyje słodkie śpiochostwo i słodkie nic nie robienie. Jak bardzo myląca była to myśl przekonać mi się przyszło już tego samego dnia.
Poczłapałam leniwie do kuchni, bo i po  co się śpieszyć, czarna kawka to jedyny słuszny napój na rozpoczęcie dnia. Pora więc wypić ornitologiczny napój. A potem długa ,relaksujaca kąpiel , maseczka i krem odmładzający. Kiedyś kupiłam w drogerii taki krem (cholera wie po co kupiłam ) a zapewnienie ,że zwęża pory zawsze mnie śmieszyło i kojarzyło ze zwężaniem spodni.” Masz za szerokie spodnie ? posmaruj kremem XXX - ten krem zwęża pory.” Ale to moje chore poczucie humoru. Odkręciłam kran nad wanną , po czym poszłam do pokoju i włączyłam  ulubiona muzykę, czyli Sade. mmmmmmmm ten rytm i głos Sade zawsze wywoływał dreszcz. Akurat śpiewała utwór „Paradise”. Śpiewała to mało powiedziane, jej głos kusił, mamił jak syreny ,które mamiły swym śpiewem żeglarzy. Rozmarzona usiadłam w fotelu, zamknęłam oczy i już w wyobraźni widziałam morze , piasek i skaliste wybrzeże. Zaraz, to jakieś oklepane, jak na kiepskiej terapii  gdzie mówią : „zamknij oczy i wyobraź sobie coś przyjemnego „. A zresztą , niech będzie oklepane.Zamknęłam więc oczy. Woda miała piękny turkusowo-zielony kolor a piasek był prawie biały. Chodziłam brzegiem plaży i patrzyłam na piękne fale ,które rozbryzgiwały się nieopodal o skaliste wybrzeże. Słońce powoli zachodziło tworząc niewiarygodnie piękną żółto-pomarańczową łunę na szafirowym niebie. Fale dotykały moich stóp delikatnie muskając swym chłodem. Co za cudowne uczucie czuć ten  przyjemny ciepły  chłód wody .. ciepły.. jak to ciepły  chłód? przerażona otworzyłam oczy i ku mojemu zdumieniu moje   nogi były po kostki w wodzie . Ja się jeszcze nie obudziłam – pomyślałam i uszczypnęłam się na wszelki wypadek. Jeżu , to nie sen .Woda ,wanna, kąpiel, łazienka przebiegło mi przez myśl..  łazienka !  . Zerwałam się na  równe nogi ,przewracając po drodze stolik ( cholera kto stawia stolik w tak głupim miejscu ) z kanarkiem mamy w klatce, którym nb. miałam się zaopiekować. Popędziłam do łazienki i zakręciłam nieszczęsny kran. W tym samym czasie z pokoju dał się słyszeć potworny jazgot i rumor. To pewnie przebudzona Klementyna wystraszona hukiem spadającego stolika postanowiła się ewakuować w bezpieczniejsze miejsce, strącając w popłochu wszystkie kwiaty, wśród których tak miło leniuchowała. Przybliżmy tę katastrofę – pomyślałam, i weszłam do pokoju. Wśród błota i skorup po doniczkach zobaczyłam kota,który biegał jak oszalały za kanarkiem. Nic dziwnego zresztą, gdyż niecodziennie przecież przekąski latają Klementynie przed nosem.No, to dzisiaj chyba zadowolę się tylko kąpielą błotną, w otoczeniu zieleni. Usiadłam na środku pokoju i pomyślałam ,że właściwie to można by  rozpalić ognisko i upiec kiełbaski. Co tak będę głodna siedzieć..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz