piątek, 24 lutego 2012

Ochrona własności..

Wpadła dziś do mnie Julka.Po minie jaką miała gdy stanęła w drzwiach wywnioskowałam, że pewnie przyczyna znowu tkwi w osobie jej byłego męża.Od jakiegoś czasu byli już po rozwodzie,ale on nadal starał się czynnie uczestniczyć w jej życiu.
-Dzięki,że mogłam przyjść mimo późnej pory,ale chciałam pogadać.Nie daję już rady.-wyszeptała Julka.
-Znowu Twój mąż? -spytałam,choć dobrze znałam odpowiedź.
-Tak.Powiedz mi,dlaczego on nadal traktuje mnie jak swoja własność,i ciągle nie dociera do niego,że nie jestem już jego żoną i mam swoje życie ,które wreszcie chcę przeżyć po swojemu.
-Rozmawiałaś z Nim o tym?- zapytałam
-Wiele razy,ale on stwierdził, że czuje się w obowiązku chronic mnie przed facetami ,którzy chcą mnie skrzywdzić.
-Chronić? -a to ci dopiero przewrotność,pomyślałam.Przecież wiadomą rzeczą było o co tak na prawdę mu chodzi.Chce nadal kontrolować jej życie.Powiedział zresztą kiedyś ,że jeżeli nie będzie z nim to nie będzie z nikim.
-Tak właśnie powiedział,chronić.Pamiętasz ,że zawsze wtrącał się w moje znajomości,nie docierało do niego,że to tylko kolega z pracy.Zawsze węszył jakieś wyimaginowane romanse biurowe.To nie była zwykła zazdrość, to była chora zazdrość.Teraz dalej chce mieć kontrolę nad moim życiem.
-I właśnie nie możesz mu na to pozwolić.Wiedziałam,ze nie da się całkowicie wyeliminować kontaktów Julki z byłym mężem ,bo zjawiał się w jej domu by zobaczyć się z synem.
-To powiedz mi,co ja mam robić bo czuję się osaczona przez niego.Nie mam pojęcia jak on to robi, ale jest świetnie poinformowany o moich nowych znajomościach.Boje się, że znowu zacznie knuć jakąś intrygę.
-Pogadaj z nim ostro.Postrasz go, że jak nie przestanie Cie dręczyć to zgłosisz ten fakt na policję.Przecież ten facet znęca się nad Tobą psychicznie.Myślę ,że nie jest aż tak głupi, żeby tego nie zrozumieć.
Bardzo jej współczułam,bo tak na prawdę nie wiedziałam czy facet się wystraszy i da jej wreszcie spokój. Dobrze, że w końcu zdecydowała się na rozwód, to był toksyczny związek. Osobiście też nie zaakceptowałabym związku,w którym mój partner byłby tak zaborczy.Po prostu nie godzę się na coś takiego.W związku dwojga bliskich sobie osób powinna być swoboda a granice tej swobody powinniśmy sami sobie określić na zasadzie umowy, która obowiązywałaby obie strony.Nie można mieć nikogo na wyłączność i kontrolować na każdym kroku i nie można dopuścić do sytuacji,w której partner przejmuje absolutna kontrolę.Związek dwojga ludzi to nie transakcja,w której kupujemy sobie drugą osobę i stajemy się jej właścicielami.Prędzej czy później ten ktoś po prostu zerwie sie z łańcucha.
-Dzięki,jutro umówię się z nim i postawię sprawę albo albo.
Poplotkowałyśmy jeszcze troszkę i Julka w nieco lepszym już nastroju pobiegła do domu.
Zadzwonię do niej jutro i zapytam jak jej poszło………..

Cieszę sie , że jest ktoś przy kim moge byc sobą.....


To nie oznacza ,że zawsze byłam „nie sobą”, zakładam jakieś maski, przedstawiam siebie taką jaką chce ,żeby mnie widziano. Zdarzyło się jednak, że ktoś wymagał ode mnie żebym była taka jaką ten ktoś chciał mnie widzieć. Zaczął wymagać ode mnie pewnych zmian, a ja nie chcąc go stracić zmieniałam swoje bycie sobą w inne ” bycie sobą” ,które zgadzało się z jego wizja mnie. Zadawałam sobie pytanie , czy warto się tak poświęcać ale zaraz pojawiała się odpowiedź ,że przecież czasami trzeba pójść na jakiś kompromis. Tak, ale kompromis powinien obejmować dwie strony , a ten ktoś najwyraźniej nie chciał z niczego rezygnować. I jak nietrudno się domyślić ta rezygnacja z części mnie wcale się nie opłaciła, bo ktosiowi spodobał się już inny ktoś…

Czasami trzeba być trochę egoistą i nie pozwolić na całkowite podporządkowanie się drugiej osobie. Trzeba mieć i realizować własne plany i marzenia, a nie tylko robić to czego inni od nas wymagają. Ja też jestem ważna .    I dlatego właśnie teraz cieszę się, że jest ktoś przy kim mogę być sobą i ten ktoś wcale nie ma najmniejszej ochoty na zmienianie mnie.  Trzeba się po prostu zaakceptować z całym dobrodziejstwem inwentarza i nie próbować zmieniać nikogo na siłę dostosowując do swoich wyobrażeń.Każdy ma wady ale również i zalety i właśnie te dobre cechy trzeba starać się dostrzec. Na tym opierają się przecież długoletnie znajomości i  prawdziwe przyjaźnie. Możemy na kimś polegać w każdej sytuacji ( nawet jeśli ten ktoś jest bałaganiarzem albo nerwusem), możemy porozmawiać na każdy temat, spierać się ze sobą a nie kłócić i mieć podobne poczucie humoru .
I pewnie ” znajdzie się zatem jakiś powód ,żeby się sobą zauroczyć..”………..

środa, 22 lutego 2012

Jaka piękna katastrofa....

- Pierwszy dzień urlopu – pomyślałam, przeciągając się w łóżku pięknego, lipcowego poranka. Klementyna również leniwie przeciągnęła się na półce (jej ulubionym miejscu do spania) otoczona doniczkami z kwiatami. Żadnego wstawania o 6 rano. Niech żyje słodkie śpiochostwo i słodkie nic nie robienie. Jak bardzo myląca była to myśl przekonać mi się przyszło już tego samego dnia.
Poczłapałam leniwie do kuchni, bo i po  co się śpieszyć, czarna kawka to jedyny słuszny napój na rozpoczęcie dnia. Pora więc wypić ornitologiczny napój. A potem długa ,relaksujaca kąpiel , maseczka i krem odmładzający. Kiedyś kupiłam w drogerii taki krem (cholera wie po co kupiłam ) a zapewnienie ,że zwęża pory zawsze mnie śmieszyło i kojarzyło ze zwężaniem spodni.” Masz za szerokie spodnie ? posmaruj kremem XXX - ten krem zwęża pory.” Ale to moje chore poczucie humoru. Odkręciłam kran nad wanną , po czym poszłam do pokoju i włączyłam  ulubiona muzykę, czyli Sade. mmmmmmmm ten rytm i głos Sade zawsze wywoływał dreszcz. Akurat śpiewała utwór „Paradise”. Śpiewała to mało powiedziane, jej głos kusił, mamił jak syreny ,które mamiły swym śpiewem żeglarzy. Rozmarzona usiadłam w fotelu, zamknęłam oczy i już w wyobraźni widziałam morze , piasek i skaliste wybrzeże. Zaraz, to jakieś oklepane, jak na kiepskiej terapii  gdzie mówią : „zamknij oczy i wyobraź sobie coś przyjemnego „. A zresztą , niech będzie oklepane.Zamknęłam więc oczy. Woda miała piękny turkusowo-zielony kolor a piasek był prawie biały. Chodziłam brzegiem plaży i patrzyłam na piękne fale ,które rozbryzgiwały się nieopodal o skaliste wybrzeże. Słońce powoli zachodziło tworząc niewiarygodnie piękną żółto-pomarańczową łunę na szafirowym niebie. Fale dotykały moich stóp delikatnie muskając swym chłodem. Co za cudowne uczucie czuć ten  przyjemny ciepły  chłód wody .. ciepły.. jak to ciepły  chłód? przerażona otworzyłam oczy i ku mojemu zdumieniu moje   nogi były po kostki w wodzie . Ja się jeszcze nie obudziłam – pomyślałam i uszczypnęłam się na wszelki wypadek. Jeżu , to nie sen .Woda ,wanna, kąpiel, łazienka przebiegło mi przez myśl..  łazienka !  . Zerwałam się na  równe nogi ,przewracając po drodze stolik ( cholera kto stawia stolik w tak głupim miejscu ) z kanarkiem mamy w klatce, którym nb. miałam się zaopiekować. Popędziłam do łazienki i zakręciłam nieszczęsny kran. W tym samym czasie z pokoju dał się słyszeć potworny jazgot i rumor. To pewnie przebudzona Klementyna wystraszona hukiem spadającego stolika postanowiła się ewakuować w bezpieczniejsze miejsce, strącając w popłochu wszystkie kwiaty, wśród których tak miło leniuchowała. Przybliżmy tę katastrofę – pomyślałam, i weszłam do pokoju. Wśród błota i skorup po doniczkach zobaczyłam kota,który biegał jak oszalały za kanarkiem. Nic dziwnego zresztą, gdyż niecodziennie przecież przekąski latają Klementynie przed nosem.No, to dzisiaj chyba zadowolę się tylko kąpielą błotną, w otoczeniu zieleni. Usiadłam na środku pokoju i pomyślałam ,że właściwie to można by  rozpalić ognisko i upiec kiełbaski. Co tak będę głodna siedzieć..